Kalendarz adwentowy 2020 #2

Pochłonęłam ostatnio książkę, która była taka dobra… To lektura na mglisty listopad albo grudzień, ten czas, gdy przyroda zamiera, jest ciemno i zimno, a nasze wewnętrzne demony budzą się i zaczynają hulać. To było jak wizyta u babci na wsi w latach dziewięćdziesiątych, z ciepłym piecem w którym huczy ogień, a jednocześnie spotkanie z najmroczniejszymi zakamarkami ludzkiej natury i wreszcie – z folklorem słowiańskim w najlepszym wydaniu.

Stara Słaboniowa i Spiekładuchy Joanny Łańcuckiej to moja ukochana książka tego roku. Wszystko mi się w niej podobało. Główna bohaterka mówi jak moja babcia ze wschodniej Polski, jest mądra i trochę straszna. Sceny w których rozprawia się ze stworami prosto z bestiariusza słowiańskiego wywołują gęsią skórkę, ale to nie one są najgorsze, tylko to, co dzieje się za zamkniętymi drzwiami domów małej cichej wsi. Jest strasznie, i śmiesznie, i refleksyjnie, i smutno, i tęskno.

Ale tak najbardziej, najbardziej lubiłam siadać ze Słaboniową opartą o piec, która obierała kartofle i opowiadała o dawnych czasach, albo przy stole, jeść chleb z twarogiem i pić herbatę ze szklanek. Moje ukochane fragmenty to te opisy jej codziennych zajęć, krótkich wizyt gości częstowanych ucieraną babką i melancholijne spoglądanie na drogę. Kuchnia Słaboniowej to kuchnia mojej drugiej babci, tej z gór. Tam się czułam jak w domu. Ta książka to przypominanie sobie słodko-gorzkiego świata, którego już nie ma.

Kalendarz adwentowy 2020 #1

Kiedy się obudziłam wszędzie za oknem był szron, na dachach, na każdym najmniejszym listku. Powietrze było mroźne i pachniało zimą. Poczułam, że zmieniła się pora roku. Moja ukochana jesień odeszła. Czas się pożegnać i przywitać jednocześnie. Koło roku obraca się niestrudzenie.

Grudzień to oczekiwanie na święta, zapalanie światełek i zapach zimozielonych gałązek w nagrzanym kaloryferami powietrzu. Głęboka ciemność zimowych nocy w których tęskni się za światłem i ciepłem. Lubię przedświąteczy okres. Nie jestem wierząca, ale czuję głęboką duchową więź ze świętowaniem zimowego przesilenia, pielęgnowaniem tradycji sięgających przedchrześcijańskich wyobrażeń o świecie i symboli, które okazały się dużo trwalsze niż wiara w dawnych bogów. Wzruszają mnie świece przy wigilijnym stole, ozdobiona choinka, potrawy z maku i grzybów, bo wyrażają trwanie długie i nieprzerwane, którego sama jestem częścią. Mój lęk przed ciemnoscią jest uniwersalny. Moja tęsknota za światłem w coraz dłuższe noce, moje oczekiwanie na przesilenie, przyjemność ucztowania i gromadzenia się w przyjaznym kręgu.

Spełniłam swoje małe marzenie o kalendarzu adwentowym z kosmetykami, które oglądałam na YouTube przez kilka lat. Mam też taki z herbatami z Liptona, które bardzo lubię i czekoladkami z IKEA. Mamy już choinkę, czerwono – złotą, z gwiazdkami i brokatowymi reniferami. Mój chłopak powiesił świąteczne lampki w oknach i na balkonie. W mieszkaniu zamieszkało kilka bożonarodzeniowych gnomów. Mam waniliowe świece, kocyk i dużo książek. Jestem gotowa na grudzień.