Notatki o dorosłości

Mam prawie trzydzieści lat i nadal nie wiem, jak to wszystko działa. Okazuje się, powoli, że w życiu ważne są rzeczy, o których nikt mi nigdy nie opowiedział. O których nikt wokół mnie chyba nawet nie słyszał. Jakbym sama musiała je odkryć, a wszyscy, łącznie ze mną, są zdziwieni, że to zajmuje tyle czasu. Dojście do celu bez mapy w ręce. I nikt o nim nie słyszał, a ty masz tylko intuicję i wrażliwość, która cię złamała zanim nauczyłaś się, że życie nie musi być tylko cierpieniem w którym uśmiechasz się za każdym razem, gdy ktoś na ciebie patrzy.

Nie umiem się pogodzić z moją przeszłością. Wracają do mnie emocje, których nie pozwolono mi, a później sama sobie nie pozwoliłam poczuć. Wrażenia zapisane w ciele. Samotność, kompletny brak poczucia kontroli, nienawiść do siebie tak silna, że zapiera dech. Płytkie nacięcia na skórze, na które nikt z dorosłych nie zwrócił uwagi. Głębokie przekonanie, że ze wszystkim muszę poradzić sobie sama, że nie mogę prosić o pomoc, skarżyć się, że nikt mnie nie wysłucha. Na prośby o pomoc – banalne, nieprzemyślane oceny i nie przystające do rzeczywistości rady. Zamykający się wokół mnie mur i nieustające wrażenie, że się duszę. Permanentne wyczerpanie, chociaż „przecież ty nic nie robisz”. Wpędzanie w poczucie winy tak długo, aż je zinternalizujesz, wchłoniesz w siebie, opiszesz całe zło świata w kategoriach swojej winy. Będziesz przepraszać, że żyjesz – każdego. Nie będziesz czuła, że żyjesz – nigdy.

W dorosłym życiu budzisz się biedna, z pracą dużo poniżej swoich kwalifikacji, skulona jak przed ciosem. Nie lubisz o sobie mówić. Z długimi miesiącami w kalendarzu przeleżanymi w nieświeżej pościeli w pokoju z zaciągniętymi roletami. Nie masz pojęcia, jak miałabyś opuścić zaklęty krąg. Nic nie jest naprawdę. Nie czujesz samej siebie, twoje ciało to zastygnięta bryła, w której tak źle się czujesz, które boli przy próbie masażu, nie chce się rozluźnić, zaufać, rozlać w przyjemności. Nie należy do ciebie. Chociaż lubisz seks, i jeść, i zapach wiosennego deszczu. Kręcisz się w kółko. Nie masz gdzie uciekać. Najbardziej nie chciałabyś być samą sobą.

To wszystko w pewnym momencie się łamie, pęka, kruszy. Ale tak powoli, na początku niezauważalnie, potem do ciebie dociera w czym żyjesz, w czym toniesz odkąd pamiętasz. Skąd pochodzisz. Jak to się stało. Straszna historia, którą musisz przeżyć na nowo, chociaż jedyne, czego chciałaś to się od niej odciąć, grubą kreską. Jest kochający chłopak, inny kraj, mieszkanie z wielkimi oknami. A ty czujesz, jak przygniata cię do ziemi smutek i nic nie należy do ciebie. To nadal nie jest twoje życie. Uspokajasz się, oswajasz, twoje ciało jest mniej spięte. Jednak za każdym razem, kiedy masz powiedzieć, czego potrzebujesz, czego być chciała – zaczynasz płakać jak małe dziecko. Nic nie wydaje się rzeczywiste. Wiesz o czym mówię? Mam nadzieję, że nie.

Wpół drogi, z notatkami w ręku z ostatnich kilku lat, które minęły od depresji, która była jak waląca się wieża, mój początek dorosłego życia – nadal nie wiem, gdzie iść. Na czym się teraz skupić, jaki jest następny krok. Jak sobie nie zrobić więcej krzywdy. Jak sobie pomóc. Bo o to mi teraz chodzi.